Głód zaspokojony


Wyjątkowo dzisiejszy wpis do bloga nie jest mój tylko księdza Karola Kuźmy :)
Wyobraźcie sobie, że jesteście teraz na wielkiej, wystawnej uczcie, na której stoły uginają się od przepysznego jedzenia. Jest na niej to, co kto lubi. Goloneczka w miodzie, schabik nadziewany śliwką, łosoś w galarecie, kotlet schabowy ze świeżą kapustą i nowymi ziemniaczkami, kaczka nadziewana jabłkami, z chrupiącą skórką, tatar, kącik wiejski, są też przeróżnego rodzaju sałatki, świeże owoce jak soczyste truskawki, gdzieś tam szarlotka z bitą śmietaną. Zapach tych pyszności rozprzestrzenia się po całej sali, podrażniając nasze kubki smakowe. Wszystko tak ładnie pachnie. Wszystko jest w zasięgu naszej ręki, wszystkiego możemy spróbować, skosztować, wszystkiego, jeśli tylko chcemy.
Eucharystia jest podobną ucztą.
Wszyscy zmierzamy do nieba. I jak w życiu codziennym potrzebujemy jeść, aby mieć siłę do spełniania naszych codziennych obowiązków, tak w drodze do nieba musimy karmić się Chlebem Eucharystycznym i Słowem Bożym – aby nie ustać w tej drodze.
Ilekroć na Msze św. się spóźniamy, czynimy jakbyśmy nie jedli przystawki, pierwszego dania na uczcie, na przyjęciu. Ilekroć wychodzimy z Mszy przed jej zakończeniem czynimy jakbyśmy wychodzili z uczty przed podaniem deseru. Ilekroć nie słuchamy Słowa Bożego, nie przyjmujemy Komunii św. czynimy jakbyśmy na przyjęciu nie poczęstowali się głównym daniem lub ową wisienką na torcie.
       Ilekroć wierząc w Boga, wierząc w życie wieczne, w niebo – rezygnujemy z Mszy Świętej z lenistwa zachowujemy się jakbyśmy chorowali na anoreksję.
Jakiś czas temu miałem okazję być w Afryce, na terenach misyjnych. Jednym z etapów pobytu tam, był pobyt w sektorze nad rzeką. Płynęliśmy od wioski do wioski, gdzie sprawowaliśmy Msze św. W jednej z takich wiosek rozdawałem Komunie św. Była wyliczona, tyle Świętych Hostii ile wyspowiadanych osób. Podeszła ostatnia osoba, a na patenie miałem dwie Hostie. Podałem je więc tej osobie. Już chciałem wracać do ołtarza, kiedy z przedniej ławki poderwał się mężczyzna, był o kulach, miał przyparaliżowane nogi. Chciał przyjąć Komunie św. Nie wiem dlaczego nie podszedł wcześniej. W każdym bądź razie Komunii św. już nie miałem. Łzy stanęły mi w oczach bo przecież dla tych ludzi Eucharystia sprawowana jest zaledwie 3, 4 razy w roku. Drugiej Mszy nie mogliśmy odprawić, bo czekali na nas w wiosce oddalonej od tej o ponad 15 kilometrów. Mężczyzna wrócił do ławki. To było rano. Wieczorem w tej drugiej wiosce też była Msza. …I był ten mężczyzna. Przyszedł ponad 15 kilometrów przez gęsty las tropikalny. Nie za drogą, bo nad rzeką jej nie ma. Nie łódką, bo takiej nie posiadał, ale przez gęsty tropik. Przyszedł by zaspokoić głód Eucharystii.
        Czymże ona jest, że wielu ludzi dla Eucharystii gotowych jest oddać nawet życie, jak choćby w zeszłe święta wierni z Indii, którzy zostali zamknięci, zatrzaśnięci w Kościele przez ekstremistów, podczas pasterki i spaleni żywcem. Czymże Ona jest, że rzesza przed nią upada, rozpłacze się, spowiada, jak pisał ks. Twardowski.
Dla wielu z nas jest ona niezrozumiała. Przychodzimy na Nią, bo tak robili nasi rodzice, dziadkowie, bo tak wypada, bo co powiedzą inni. Odstoimy swoje i mamy spokój. Obowiązek spełniony. Owszem, tyle tylko że to tak jakby być na wystawnej uczcie i niczym się nie poczęstować.
       Moi drodzy. Eucharystia ma dla nas potrójny wymiar. Jest uobecnieniem męki i śmierci Jezusa Chrystusa. To co dokonało się prawie dwa tysiące lat temu na kalwarii w sposób krwawy, w każdej Eucharystii dokonuje się w sposób bezkrwawy. Na Mszy św. uobecnia się śmierć Jezusa. Każdorazowo golgotą staje się ołtarz. Dlatego to podczas liturgii Eucharystycznej kłaniamy się w stronę ołtarza, a nie tabernakulum. Na nim dokonuje się Ofiara Chrystusa.
Ta ofiara Chrystusa ma dla nas moc zbawczą. Kapłan konsekrując na ołtarzu chleb i wino wypowiada słowa Jezusa z Wieczernika: to jest ciało moje, to jest krew moja, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Za was i za wielu czyli za wszystkich. Bo Chrystus umarł za wszystkich. Ile razy uczestniczymy w Eucharystii i przyjmujemy Eucharystie, zdobywamy zadatek życia wiecznego.
     Trzecim wymiarem Eucharystii jest pamiątka tamtego wydarzenia z Wieczernika, które dziś wspominamy. Wielu młodych ludzi, pytanych dlaczego nie chodzą do kościoła bardzo często odpowiada, że Bóg jest wszędzie i że wolą iść sobie w niedziele do lasu i tam się pomodlić. Owszem, Jezus jest wszędzie i Jezus nie zabrania iść do lasu aby tam się pomodlić, ale ustanawiając Eucharystie prosi nas: to czyńcie na moją pamiątkę, a więc nie idźcie do lasu, ale to czyńcie, sprawujcie Eucharystie.
Czy jestem tego świadom? Eucharystia to pokarm na życie wieczne, to umocnienie do codziennego wzmagania się z trudami życia. To pomoc dla nas, a czasem tak rzadko z Niej korzystamy. Ludzie w wielu częściach świata nie mają takiej możliwości. My ją mamy bo dzięki Bogu, mamy wokół nas kapłanów. Ludzi Boga. Ludzi powołanych przez Boga.
       Kapłaństwo. Powołanie. To wielka tajemnica i wielki niczym niezasłużony dar. Niezależny od pochodzenia czy statusu majątkowego. Dla jednych zaszczyt, dla innych powód do kpiny, bo nie raz ktoś cię wyśmieje, że marnujesz życie. Z każdym powołaniem jest inaczej. Ojciec Badeni pisał jak to było z Gwarą, dominikaninem. Otóż jechał sobie raz na koniu przez wąską uliczkę. Ponoć nagle koń staną dęba, a nasz Gwara spadł wprost do kałuży. Wszystko to stało się na oczach trzech dziewcząt, które stały akurat w oknie jednej z kamienic. Zaczęły się śmiać i drwić. Gdy to spostrzegł powiedział: jak tak, to idę na księdza. I poszedł. Takie powołanie.
Z usłyszeniem powołania, jak widać, bywa różnie. W każdym bądź razie przychodzi taki moment w życiu człowieka powołanego, że rzuca wszystko, całe dotychczasowe życie, rezygnuje ze studiów i idzie do seminarium, do zakonu by poświęcić się Bogu. Każdy jest inny, każdy posiada inne charyzmaty, inne słabości. Ale każdego wybrał Jezus. Mógł wybrać mądrzejszych, lepszych, bardziej konsekwentnych, ale wybrał takich, jakich sam chciał. Jak Apostołów. Jednych lepszych, drugich ciut mniej lepszych, ale wszystkich do tego samego zadania. A nie jest ono proste.
Bo w powołaniu dostrzega się własną niemoc, swoje ubóstwo duchowe, swój grzech, trudności na modlitwie, w świadectwie dawanym innym ludziom, którzy nie raz zawstydzają nas swoją postawą.
Bo ciężko jest mówić innym, że to za czym gonią to marność i pogoń za wiatrem.
Bo ludzie ciągle patrzą ci na ręce, oceniają, przezywają począwszy od złodziei, a skończywszy na pedofilach.
Nie jest łatwo, bo głosząc prawdę i pomagając jednym trzeba narazić się innym, nieraz możnym tego świata.
Bo trzeba zaakceptować swoją bezradność, zgodę na to, że zła nie dam rady wykorzenić z tej ziemi. Bo jak pomóc dziecku, które musi umrzeć, gdyż chce je zabić, wspierana przez rodzinę, szesnastoletnia dziewczyna, naprawdę nierozumiejąca, co czyni? Jak dopomóc pijakom natarczywie pukającym do drzwi i drżą­cym, ochrypłym głosem błagających o parę złotych, które zaraz za rogiem wymienią na najtańszy alkohol? Co odpowiedzieć kobiecie zatrzymującej mnie na ulicy, aby wśród płaczu wykrztusić, że jej syn, ten który najbardziej się udał, bez powodu zostawił żonę z trójką małych dzieci; albo chłopcu, któremu mama przygotowała drugie śniadanie do szkoły, a gdy wyszedł - odkręciła kurki gazowej kuchenki?
Jak odnaleźć tych, którzy odwracają się na sam widok księdza?Pewnie ktoś pomyśli, że się teraz mądrze, chociaż jestem młodym księdzem. Może i tak, ale z miesiąca na miesiąc przekonuje się, że kapłaństwo nie jest łatwe, ale jest piękne. Bo się komuś pomogło. Bo się z kim tak po prostu porozmawiało. Bo ktoś odszedł od konfesjonału z ulgą na twarzy, a później przystąpił do Komunii Świętej ze łzami w oczach, ze wzruszeniem
        Kapłaństwo jest piękne bo można katechizować, pomagać innym w zrozumieniu sensu życia, cierpienia, w ukazaniu Boga, bo można uświęcać codzienność innych, bo można nieść nadzieje tam gdzie jej brak.
Każdy kapłan  inaczej wypełnia swoją misję. I możemy mieć nieraz pretensje, że któryś zrobił coś złego, że ten jest taki, a tamten taki. Że księża to nieroby, że więcej jedzą niż konie (to zasłyszałem kiedyś, podczas spowiedzi przedświątecznej, wychodząc na przerwę obiadową – od zdenerwowanego kogoś, kto nie zdążył przed przerwą się wyspowiadać). Owszem, może to i prawda. Są różni kapłani. Są ci święci, o których prawie w ogóle się nie mówi, i ci mniej święci. I dlatego, ze nie jesteśmy idealni: grubi, łysi, mało przystojni, zbyt mało cierpliwi, zbyt mało wrażliwi – prosimy Was o modlitwę za nas, abyśmy stawali się święci, aby godzina przy ołtarzu, była najważniejszą i najświętszą godziną naszego dnia.
Jedno jest pewne. Kapłan z ludu jest wzięty i dla ludu przeznaczony. Chcecie mieć lepszych kapłanów. Miejcie lepsze rodziny. Kapłani, powołani do kapłaństwa nie biorą się z księżyca, ale z domów, z naszych rodzin. Im one świętsze będą tym świętsi będą nasi przyszli kapłani. I nie mówcie, że mój syn moja córka na pewno nie zostanie powołana przez Boga, bo możecie się zdziwić jak większość z naszych rodziców. Nie oceniajcie więc, ale doceniajcie. Te godziny spędzone w konfesjonałach, te rozmowy, tą cichą obecność, modlitwę zanoszoną do Boga.
I jeszcze raz proszę Was, módlcie się za nas, módlcie się za kapłanów. Bo gdy zabraknie kapłanów – zabraknie nam pokarmu na drogę do nieba.


Komentarze

  1. Świetny, genialny i mocno pouczający tekst idealny na Wielki Czwartek jak i na każdy dzień. To smutne że ludzie nie idą do Kościoła bo idą do pracy i przecież tam się wystoją 10h więc nie będą wstawać rano bo godzina dla Boga to dla nich zbyt wiele, to smutne kiedy słyszę że ktoś odwrócił się od Boga tylko dla tego że ten ksiądz jest taki czy siaki. Smutne że doceniamy jak wiele łask daje Komunia , Eucharystia i jak wiele daje nam codziennie Bóg. Naprawdę lubię ten blog. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz