W Górę!!!

        
        Życie Jezusa odkąd wyszedł z Nazaretu było nieustanną podróżą. Sam mówił o sobie, że nie ma miejsca gdzie mógłby głowę złożyć. Droga, podróż, czasem ucieczka. Wszystko to naznaczone cudami, znakami, nauczaniem.
        Nie trudno zauważyć, dokąd ta droga prowadzi. Wszystko miało się skończyć i skończyło w Jerozolimie. A dokładnie na wzgórzach Jerozolimskich. Na Golgocie.
        Droga Jezusa jest więc drogą w górę, nieustannym wspinaniem się. Tak w sensie fizycznym, geograficznym jak i duchowym. Każdy krok, każde uderzenie serca prowadziło Jezusa do śmierci, do krzyża... do samotności krzyża...
        To wspinanie się w sensie geograficznym (Nazaret z którego wyszedł jest położone niżej niż Jerozolima) to doskonały obraz tego co musi się stać z naszym życiem w jego duchowym wymiarze.
        Jezus zaczął od zera... Z niziny... Tam na nizinie powołał uczniów... budował zaufanie, tworzył z nimi relację. Tam zyskiwał sławę i poklask... przynajmniej wśród chorych i odrzuconych. Był jednak w drodze... więc szedł... szedł w górę... szedł do Jerozolimy... Im wyżej tym więcej trudności. Jego cuda i znaki zostały zauważone przez Uczonych, przez Faryzeuszów... Zaczęły się prześladowania... narady jak Go zabić, jak ośmieszyć, jak zniesławić... Mijają miesiące... Dalej uzdrawia i dalej się wspina w górę...  Im wyżej tym więcej trudności. On już przeczuwa jaką śmiercią umrze.. Wspomina uczniom o tym... Boi się... jest człowiekiem więc się boi... Oni tego nie rozumieją... Czuje, że zostaje z tym wszystkim sam... Samotność, pustynia... niezrozumienie nawet w Jego rodzinnym mieście Nazarecie... Im wyżej tym więcej samotności...
        Mijają trzy lata... Dochodzi do największych wzniesień swojego życia... Góra Oliwna, Sala na Górze, wreszcie Golgota... Tam jest już zupełnie sam... Uczniowie nawet jednej godziny nie chcieli z nim czuwać w Getsemani... W Sali na Górze, gdzie im dał Swoje Ciało, kolejna odsłona niezrozumienia przez uczniów... "Ty mi chcesz nogi umywać?" pyta Piotr... ten, który mówił Mistrzowi, że Go kocha nic nie zrozumiał z tych trzech lat... że to właśnie takie uniżenie było udziałem Jezusa... od narodzenia gdy zostawił Ojca w Niebie i przyjął ludzkie ciało. I wreszcie - apogeum samotności gdy Go wywyższono na krzyżu... na górze...
Droga na szczyt do droga samotnika. Chcesz iść w górę? Przygotuj swoją duszę na doświadczenie samotności, niezrozumienia... nawet przez najbliższych...
        Tylko wiesz? Niewielu tam dociera... Gdy wędruje się szlakami tatrzańskimi w dolinach  słychać gwar, śmiechy...tłumy ludzi... idąc coraz wyżej spotykasz mniej ludzi... na szczycie jest ich zaledwie kilku... Co ciekawe - tam są ludzie najbardziej uśmiechnięci... :) Każdy mówi sobie cześć, dzień dobry... Jest więcej życzliwości i miłości...
        Im więcej się ze sobą zmagasz, im wyżej wychodzisz, mimo iż możesz czuć się samotny w tej drodze, to twoje serce będzie się zmieniać w piękniejsze... Bo im bardziej w górę, tym bliżej NIEGO!
        Ostatecznie samotność, która spotyka ludzi wspinających się w górę jest tylko pozorna... bo to samotność wśród ludzi... ale nie od NIEGO. On jest zawsze!

Komentarze