Dzisiaj chciałem poruszyć jeden z większych problemów z
którym jest zmagają nasze parafie, wspólnoty... my sami… Choć zdaję sobie
sprawę, że wielu to skrytykuje to zdecydowałem się napisać o tym, bo mnie to
przeraża…
Cóż to za problem chciałem poruszyć? Ot bardzo prozaiczny… Czy
msze w naszych parafiach są długie czy krótkie…? Czasem odnoszę wrażenie, że
przeżywanie mszy u niektórych ludzi sprowadza się tylko do jednej myśli: Będzie
długo czy krótko? Uderzcie się w piersi i sami przed sobą powiedzcie czy nigdy
tak nie myśleliście…
Iluż to jest takich ludzi co sobie w duchu myśli jak
przychodzi na mszę św.: O! Dziś ksiądz Mietek to będzie krótko… Albo: O nie! Dziś
wyszedł do mszy ks. Gienek to będzie długo… I są tacy co przestępują tylko z
nogi na nogę, patrzą na zegarek i się zastanawiają kiedy to się wreszcie
skończy… Iluż jest takich co jak usłyszą, że ksiądz zaczyna czytać Ewangelię o
Synu marnotrawnym to już sobie myślą w duszy: Ale długo będzie… A kazania?
Najlepiej to żeby ich w ogóle nie było! Bo po co? Bo za długie, za nudne, za
trudne itd., itd… zawsze coś źle… Ja nie przeczę, że księża niejednokrotnie
mówią zbyt długo, a do tego zbyt nudnie… ale na Boga… Czy 10 minut to jest
długo? Podejrzewam, że są tacy co po wyjściu z Kościoła są w stanie powiedzieć o kazaniu tylko to, czy było długie, czy krótkie... Bez żadnej refleksji, bez wsłuchania się w to co kapłan chciał powiedzieć..
Kiedyś z okna plebani słyszałem po mszy świętej panią,
która wyszła z niedzielnej Eucharystii taka rozradowana bo było krótko… I tak się
cieszyła, taka radosna bo msza trwała 40 minut… Ludzie! Cieszycie się z tego,
że wasze spotkanie z Chrystusem było krótkie??? Miej taką radość w sercu z
innego powodu: że Chrystusa do serca przyjąłeś! Wychodzę radosny z Kościoła bo
mam w sercu Boga! – To jest przeżywanie wiary!
Siostra Faustyna raz szła
korytarzem swojego klasztoru i o mało nie podskakiwała z radości, buzia
roześmiana, oczy błyszczące… Podeszła do niej inna siostra i złośliwie się jej
pyta: Coś taka rozradowana? A
Faustyna: Bo przyjęłam do serca Króla!
Rozumiecie to? Taką radość?
A tymczasem rzeczywistość jest inna… I tak się niektórzy
licytują: U nas w Kościele to trwa 45…
ale w sąsiedniej to jest 50… ale tam wiesz za górą to ksiądz jakiś chory jest –
odprawia ponad godzinę! Itd… Po kolędzie jakie ludzie tematy poruszają: A u nas w Kościele to dobrze jest proszę
księdza… krótko… Są tacy co już w domu pytają, który ksiądz ma kazania… Są
tacy co jak pomyślą o niedzieli Palmowej to już ich skręca, bo będą śpiewać
Ewangelię o Męce Pana Jezusa to będzie długo…
Dla mnie jako księdza najsmutniejsze jest to, że parę razy
dałem się na to złapać… Zacząłem patrzeć na zegarek podczas mszy i przyspieszać…
zastanawiać się w duchu: śpiewać prefację
czy nie? A to może nie będę śpiewał… przerecytuję będzie szybciej… Może "Ojcze
nasz" nie śpiewać tylko normalnie odmówimy bo już 40 minut msza a tu komunię trzeba
rozdać jeszcze i ogłoszenia… itd… niestety… Bardzo do mnie jako kapłana
przemówiły kiedyś słowa abp. Fultona:
Tak… Ja doskonale wiem, że wielu tak podchodzi do
Eucharystii. Że jest duża liczba ludzi, którzy pięknie mszę św. przeżywają… ale
czuję też i wiem po prostu, że jest wielu, którzy jeszcze się nie nauczyli
tracić czasu dla Boga…
Tak… Modlitwa, msza św. jest traceniem czasu dla Boga… Ja
nawet nie chcę szerzej omawiać tego, że niedzielna Eucharystia jest po prostu
naszym obowiązkiem i tyle… żadna to łaska uczyniona Bogu, że przyszedłeś do
Kościoła w niedzielę… żadna… Przyjdź w innym terminie… przyjdź w ciągu
tygodnia, wstąp na krótkie nawiedzenie… strać swój cenny czas dla Boga! Złóż
swój czas w ofierze!
Ktoś powie, że się spieszy bo dzieci małe w domu, bo do pracy
trzeba jechać itd… nie przeczę… żyjemy w pędzie… ale czy tak jest zawsze? Czy przypadkiem
nie przestępujesz z nogi na nogę bo już byś w domu siadł przed komputerem a tu
jeszcze ogłoszenia? Iluż to takich jest co już z ogłoszeń uciekają… Nie dość,
że komunii nie przyjęli bo mają grzechy ciężkie (i im to wcale nie przeszkadza
całymi miesiącami, że do komunii nie chodzą) to nawet nie poczekają do końca,
żeby chociaż błogosławieństwo przyjąć na cały tydzień…
Oby Bóg patrzył na nas kiedyś łaskawym okiem… Bo co my nieraz
robimy z Eucharystii – największego cudu jaki mamy na Ziemi… Największego daru
jaki otrzymaliśmy od Chrystusa… Co myśmy z tego uczynili…
Długo czy krótko? Ojej…! Ale się rozpisałem! Chyba za długo…
Komentarze
Prześlij komentarz