Jezus w dzisiejszej Ewangelii porusza temat niesłychanie
ważny dla naszego życia duchowego. Temat z którym wielu z nas ma problem.
Temat, który jest fundamentem naszego życia duchowego. Modlitwa. Wiele jest opinii
na jej temat. Jedni ją nazywają rozmową z Panem Bogiem i mówią wtedy swoje
słowa… inni powtarzają pacierze znane z dzieciństwa, jeszcze inni poszukują duchowych
wrażeń na rozmaitych charyzmatycznych spotkaniach… tradycjonaliści zaś wolą
różaniec… Są tacy co modlą się całymi dniami i tacy, którzy czasu nie mają na
jedno „Ojcze nasz”. Są tacy co się modlą z miłości i tacy co się modlą ze
strachu… no bo jak się nie pomodlę to będzie grzech… Jedni modlitwę traktują
jak magiczne zaklęcia inni zaś powątpiewają w jej moc…
Ilu ludzi tyle form, rodzajów i sposobów modlitwy. Nie powiem
wam teraz, który z tych rodzajów jest dobry. Czy lepiej robią ci co się modlą
całymi dniami, czy lepsi są ci co odmawiają różaniec czy ci, którzy odmawiają
koronkę… Nie da się tak… ale jedno wam powiem… Jeśli w tym wszystkim… w każdej
twojej modlitwie, ty jesteś na pierwszym miejscu, a nie Bóg to nic taka modlitwa
nie da!!! A życie pokazuje, że my tak właśnie się modlimy. Boże… moje problemy,
moje życie, moja praca, ja chcę, ja proszę, ja potrzebuję… Moje, moje… ja i ja…
I wiecie? Wcale nie dziwi mnie to, że ludzie odchodzą od modlitwy jeśli tak ją
przeżywają… modlitwa wtedy zaczyna nużyć… staje się balastem… Skupiasz się
tylko na sobie? Na swoich grzechach, problemach, smutkach…? To nie dziw się, że
jesteś smutny gdy się modlisz… nie dziw się, że pojawia się w tobie niechęć
kiedy masz do niej klękać…
Musi to być ze strony Boga ciekawy widok kiedy patrzy nas
modlących się. On wisi umęczony na krzyżu… cierpi tak strasznie! Woła do Ojca,
że czemu mnie opuściłeś, krew się leje, pot, w uszach brzmią słowa wyzwisk…. A
człowiek klęka przed takim krucyfiksem, przed tak umęczonym Chrystusem i prosi
Go o nowy samochód, o to żeby było miło, schludnie i przyjemnie… żeby nie było cierpienia,
żeby było fajnie…Totalne nieporozumienie! tak jakby nie było zapisanych w Ewangelii słów: Jeśli mnie
prześladowali to i was prześladować będą!
Nie stanie się tak, że nie będzie
cierpień w naszym życiu… zawsze coś będzie. A to choroba, a to smutek, lęk,
kłopoty, bark czegoś.. będzie i musi być… I jeśli ktoś klęka i tylko o to prosi
żeby tego wszystkiego nie było… żeby było super idealnie to jest w wielkim
błędzie!!! Modlitwa nie ma zmieniać postanowień Boga, ale ma zmieniać nas
samych!
I ostatecznie w modlitwie chodzi o to, co najpiękniej określiła księga
Mądrości… Jedno zdanie mówiące jaki jest sens modlitwy: Modliłem się i dano mi
zrozumienie….
Rozumiecie? Nie, że modliłem się i dano mi co chciałem, ale
modliłem się i zrozumiałem dlaczego jest jak jest! Jak Jezus w ogrójcu: Ojcze
nie jak ja chcę, ale jak ty niech się stanie! Pyszny jest człowiek, który klęka
i uważa, że przekabaci Boga na swoją stronę, że wytłumaczy Bogu, że to czego
potrzebuje jest dla Jego dobra… Bracia i siostry… Bóg jest nieskończenie mądry…
On wie czego nam potrze!!! I nie trzeba Go przekonywać żeby zmienił swoją wolę,
żeby coś nam zabrał czy coś od nas wziął… nie trzeba Go o to prosić…
Ale trzeba
Go prosić, żeby zrozumieć to wszystko! Żeby Bóg dał światło w serce, które
sprawi, że zrozumiemy dlaczego jest czasem żle w naszym życiu, że czasem jest
ciężko, że czasem jest jakiś krzyż… żeby zrozumieć dlaczego jest czasem dobrze! Dlaczego Bóg Ci błogosławi... Zrozumieć i zaufać… Zaufać, że Bóg wie co
robi, że On chce dobra dla mnie… i nawet jeśli teraz wydaje mi się, że to
wszystko idzie w złą stronę, to Bóg z tego jakieś dobro wyprowadzi….
Dwie rzeczy: Prosić o zrozumienie, zaufać i jedna na koniec:
Umieć tracić czas dla Boga. Góralskie powiedzenie mówi: „Wymuszone pacierze nie idą
do nieba". Jeśli twoje spotkanie nie płynie prosto z serca, jeśli skąpisz Bogu
swojego czasu, jeśli to tylko dla Ciebie obowiązek to… to nic z tego… W
modlitwie chodzi przede wszystkim o miłość… Spotykasz się z osobą, którą
podziwiasz, kochasz, szanujesz… Jeśli z taką osobą się spotykam to nie skąpię
jej czasu, nie siedzę struty i nie myślę o milionie innych spraw… ale myślę o
tej osobie, którą kocham i z którą właśnie rozmawiam…
Ja osobiście zanim się przeżegnam to staram się sobie
uświadomić jak bardzo jestem przez Boga kochany. Zamykam oczy i mowię: Wiem
Panie, że mnie kochasz… że jestem dla Ciebie ważny, że potrzebujesz moich rąk i
ust do czynienia dobra, wiem, że nieskończenie mnie kochasz… i serce zaczyna
bić mocniej… z radością… że On jest obok, że patrzy i chce mi pomóc to wszystko
zrozumieć… Pomódlmy się na koniec:
Panie, pozwól mi być dobrym przyjacielem wszystkich
ludzi; pozwól mi ofiarować ufność temu, kto cierpi i żali się, temu, kto z dala
od Ciebie szuka oświecenia, temu, kto nie wie, jak zacząć, temu, kto chce się
zwierzyć i nie ma do tego sił.
Panie, pomóż mi, abym nie minął nikogo z obojętną
twarzą, z zamkniętym sercem, pospiesznym krokiem.
Panie, daj, bym natychmiast dostrzegł, kto stoi u mego
boku, kto smuci się bezradny, kto cierpi i to ukrywa, kto jest samotny.
Panie, podaruj mi delikatność, która otwiera serca;
uwolnij mnie od egoizmu, abym Ci służył, abym Cię miłował, abym Cię słuchał, w
każdym człowieku, którego pozwolisz mi spotkać...
To jest najpiękniejsza modlitwa... O to, by nie stać się egoistą...
Komentarze
Prześlij komentarz