Maleńka droga

Ktoś kiedyś pięknie powiedział, że człowiek jest istotą religijną. Że chce w coś wierzyć. Że ma w sobie prawdziwy głód Boga. Nie trzeba wiele się wysilać żeby to dostrzec… że człowiek XXI wieku jest niesłychanie spragniony Boga. Spragniony a równocześnie tak daleko od Niego. Pełno wśród nas ludzi, którzy pobłądzili w tych poszukiwaniach. Którzy prawdziwego Pasterza zastąpili fałszywymi prorokami. Litość Jezusa nad ludźmi do których przemawiał jest wstrząsająca… Czym prędzej wysyła swoich uczniów w dzisiejszej ewangelii do tych, którzy poginęli, którzy się błąkają w ciemnościach i narażeni są na ataki wilka.
To w jaki sposób wysyła Jezus swoich uczniów do ludzi, żeby im głosić Dobrą Nowinę przypomniało mi co zobaczyłem kilka lat temu na Kalatówkach w Zakopanem. Może ktoś z was tam był. Bardzo urokliwe miejsce w którym znajduje się pustelnia św. Brata Alberta, którego wspominamy w Kościele. Ktoś w tej jego pustelni zostawił pewien zapisek, który w piękny sposób podsumowuje to jak żył brat Albert i to o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. Posłuchajcie: Do wydziedziczonych szedł brat Albert. Z biedą w sobie i na sobie. Dawał im swoją duszę a oni ją w swoją własną brali, bo widzieli po jego biedzie, że daje szczerze, że nie zakłamuje. Nie zapomnieli mu, że nie pytał o przeszłość, nie szperał w ich grzechach lecz kazał im dać chleba.
Z biedą w sobie! Dawał im swoją duszę. Oto co znaczy być uczniem Chrystusa… Wielu z nas myli w dzisiejszych czasach świętość z heroizmem. Mamy gdzieś do głowy wbite, że taki święty jak brat Albert, Franciszek, Faustyna i wielu innych to byli jacyś bohaterowie, którzy siłą woli, swoim wysiłkiem odpędzali od siebie pokusy i czynili mnóstwo dobra. Żywoty świętych niejednokrotnie przerysowują i idealizują świętych pokazując ich jako nad ludzi. Odpornych na pokusy, czyniących tylko wielkie cuda, niezłomnych. Tymczasem moi drodzy święty to nie bohater. Święty i uczeń Chrystusa, to człowiek, który pozwala, żeby pośród jego słabości zatriumfowała łaska Boża.
Zauważcie jak Jezus wysyła swoich uczniów do głoszenia tym wszystkim biednym ludziom, porzuconym, nie mającym pasterza, to co każe im brać ze sobą? Mówi żeby brali pieniądze i im rozdawali? Żeby im coś kupowali? Nie! Wręcz przeciwnie! Jezus im zabrania brać cokolwiek. W innym miejscu w Ewangelii czytamy, że zabronił im brać laski, dwóch sukien, pieniędzy… Po co? Żeby się czuli słabi! Żeby prawdziwa moc była w ich czynach, słowach. Bóg jest niesłychanym wywrotowcem! My gromadzimy rzeczy, pieniądze i chcemy czynić dobro, a Bóg mówi, że jak nie będziesz miał niczego to wtedy będziesz dopiero prawdziwym świadkiem. My chcemy się czuć bezpiecznie, a Bóg chce byśmy Jemu zaufali, byśmy na Niego się zdali. Zupełnie inna logika…
         Wielu z was pragnie świętości. Ja sam tego pragnę… Pytam nieraz przy spowiedzi ludzi: Czy chcesz być święty… Ciekawe są reakcje ludzi. Są tacy, którzy uważają, że to nie dla nich bo to trzeba by się w klasztorze zamknąć, pokutować, pościć itd… Nie moi drodzy… nie o to w świętości chodzi. Świętość to jest uznanie swojej biedy. Do wydziedziczonych szedł brat Albert. Do wydziedziczonych i porzuconych Jezus wysyła w dzisiejszej Ewangelii swoich uczniów. I z biedą w sobie… Chrześcijanie naszych czasów muszą to zrozumieć. Że dopóki nie uznamy swojej biedy duchowej, nie zaakceptujemy swoich zranień, bolesnej przeszłości, grzeszności to nie wejdziemy na drogę świętości…
         Prawdziwy święty to ubogi pozbawiony wszystkiego, który uznaje swoją nędzę i skończoność i woła do Boga z głębi swojej niedoli. My myślimy że świętość to jest taka wspinaczka po schodach w górę… a paradoksalnie świętość to jest schodzenie w dół… uniżanie się, pokora… I święci jak Albert, Faustyna, Franciszek, Teresa… i wielu innych… oni to wiedzieli. I pokazuje nam to pięknie dzisiejsza Ewangelia. Że prawdziwym świadkiem i prawdziwym świętym stajesz się wtedy kiedy wyzbywasz się wszystkiego… całej swojej pychy i myślenia, że sam cokolwiek możesz… Nic bracie i siostro bez Boga nie możemy.
         Może ktoś z was teraz myśli, że to wszystko to obowiązuje tylko księży i zakonników, bo ty my mamy głosić Ewangelię i mamy być świadkami Chrystusa na tym świecie…
         Nic bardziej mylnego. Przychodzicie nieraz bracia i siostry do nas księży i pytacie co robić… Bo mąż pije, bo dzieci nie chcą do Kościoła chodzić, bo kłótnie, bo problemy… Pytacie co zrobić, żeby się dzieci nawróciły, żeby ktoś z nałogu wyszedł… Co macie robić? Macie być świadkami… Ja jeszcze nie widziałem, żeby ktoś się zmienił od samego gadania do niego żeby się zmienił… że żona po raz setny prosi męża, żeby przestał pić… nic z tego. Wiecie co zmienia ludzi? Świadectwo! Chcesz żeby twoje dzieci były dobre? Chcesz żeby nie było kłótni w twoim domu? Chcesz żeby ktoś z twoich bliskich zaczął się modlić i chodzić do Kościoła? Bądż świadkiem! Zacznij żyć jak prawdziwy chrześcijanin!
         Ludzie się zmieniają wtedy, kiedy widzą czyjeś święte życie. Potrzebujemy w dzisiejszych czasach widzieć Ewangelię i dotykać jej w istotach z ciała i krwi. Co z tego że ktoś głosi Ewangelię ale jej nie wprowadza w czyn? Nic!
         Ludzie szli za bratem Albertem bo widzieli, że daje szczerze, nie pytał o ich przeszłość, nie grzebał w ich grzechach… po prostu był z tymi bezdomnymi. Żył z nimi…i emanował świętością… Nie musiał im wiele mówić. Nie musiał gadać godzinnych konferencji o świętości i o tym jak ją osiągnąć… On uznał swoją biedę, stawał się pokornym człowiekiem… oni na niego patrzyli i chcieli być tacy sami… jakie to proste…
         Bracie i siostro… pomyśl dziś co musisz w sobie zaakceptować, z czym musisz się pogodzić… pomyśl o swoich słabościach… i oddaj to wszystko Bogu! Łaska Boża wybucha w słabości człowieka, który jak biedak otwiera się na pochłaniającą miłość. Nie chodzi o to żebyś był bohaterem, żebyś czynił wielkie cuda i znaki… żebyś pięknie o Bogu opowiadał… chodzi o to, żebyś Jemu całe swoje życie powierzył, zdał się na Niego.




Komentarze