Czego nie żałować

Jednym z najbardziej znanych wydarzeń w historii lotnictwa jest tzw. „cud nad rzeką Hudson”. Kapitan Chesley Sullenberger bezpiecznie posadził wtedy rozpadający się samolot na rzece Hudson w USA. (Można o tym wydarzeniu więcej poczytać). Natomiast to, co mnie zainteresowało w tym wydarzeniu najbardziej, to osoba jednego z pasażerów tego feralnego lotu.
Ric Elias opisał wszystko, co się wtedy działo. Najbardziej uderzające są jednak jego wewnętrzne przeżycia. Kiedy pilot ogłosił, że za chwilę samolot może się rozbić, że za chwilę wszyscy mogą umrzeć, Ric pomyślał o trzech rzeczach: Pierwszą rzeczą, która mu przyszła do głowy była myśl, że wszystko może się zmienić w jedną sekundę. Pomyślał, jak sam wspomina, o wszystkich tych rzeczach, których nie zdążył zrobić. Po drugie, pomyślał o tym, że umieranie wcale nie jest takie straszne, że w sumie w tych ostatnich minutach życia można się z tym pogodzić. Po trzecie i najważniejsze, tuż przed samym uderzeniem w wodę doszedł do wniosku, że dopiero przed śmiercią człowiek sobie zdaje sprawę, co jest w życiu najważniejsze. Poczuł rozdzierający serce żal, że nie zobaczy swoich dorastających dzieci...
Ric otrzymał tamtego dnia dwa dary: życie i nowe życie. Wszystko, jak sam mówi, od tamtej pory się zmieniło. Do tej pory życie przeciekało mu przez palce, po wypadku każda sekunda stała się ważna i piękna...
Bardzo wiele do myślenia dała mi ta historia. Myśląc o niej, doszedłem do wniosku, że ludzie bardziej od śmierci boją się życia. My nie boimy się, że umrzemy... Ostatecznie jesteśmy oswojeni przecież z tą myślą, wiemy, że czeka nas koniec. Że nas zapakują w trumnę i wsadzą do grobu. I wielu ludzi w ciągu swojego życia o śmierci nie myśli... może dopiero na starość... Nie boimy się śmierci - to czego najbardziej się boimy w takim razie? Boimy się żyć!
Niedawno do mnie dotarło, jak wielkim szczęściarzem jestem, że mogę robić w życiu to, co chcę. Chciałem być księdzem, jestem nim i robię to, co kocham. I uważam się za wielkiego szczęściarza, bo jestem świadom, że wiele ludzi, nie robi swoim życiu tego, co by chcieli. Cała masa jest ludzi, którzy chcieli być strażakami a są murarzami, ludzi, którzy marzyli o podróżach a siedzą całymi dniami za biurkiem, kobiet, które chciały być np. nauczycielkami a muszą sprzątać, gotować i prać... Pełno jest na świecie murarzy, bo ich ojcowie byli murarzami, kowali bo ich ojcowie byli kowalami... Jak mało jest ludzi na świecie, którzy mogą robić w życiu to, o czym marzyli, o czym teraz marzą i czego pragną... I to jest niesamowicie smutne...
A właściwie czemu tak jest? Pytam czemu? Bo jest to smutne... ale czy tak musi być? Czy przypadkiem nie jest tak, dlatego że boimy się życia? Że wielu ludzi boi się zrealizować swoje marzenia, pragnienia?
Inaczej jeszcze: Dziś w Ewangelii jest o siewcy... Bóg sieje hojnie... Swoje ziarno, swoje słowo, po to, żeby trafiło do serca człowieka, żeby człowiek się tym karmił i wzrastał, i był szczęśliwy! I kochał! I realizował marzenia! Tylko tego chce dla nas Bóg!! A co ludzie robią? Nie wydają plonu! Nie przyjmują tego co daje Bóg.... bo jak czytamy ziarno pada na glebę (na serca), ale gleba nie przyjmują tych darów... jedne serca są jak skały, inne jak ubita droga, a jeszcze inne jak ciernie... Przyjmujemy to co nam daje Bóg na chwilę... nie pozwalamy, żeby to co nam daje Bóg rozrosło się w nas i dało szczęście... i później nasze życie to rzeczywiście smutny obraz...
Owszem, możemy się tłumaczyć, że takie i takie okoliczności w życiu nie pozwoliły i nie pozwalają mi realizować swoich marzeń i pragnień... Tylko czy tak jest naprawdę? Odpowiedz sam sobie... tylko bardzo szczerze...
Ric zrozumiał tuż przed śmiercią, że do tej pory życie mu przeciekało przez palce... że zajmował się sprawami nieistotnymi... że, (jak sam mówi) do tej pory np. bardzo dużo się kłócił z innymi... bo ON musiał mieć zawsze rację! Po wypadku się to zmieniło... doszedł do wniosku: NIE CHCE MIEĆ RACJI. CHCĘ BYĆ SZCZĘŚLIWY.
Co jest do zmienienia w twoim życiu? Pomyśl o ostatnich chwilach swojego życia... wyobraź sobie siebie samego leżącego dzisiaj na łóżku i umierającego... Czego byś najbardziej dziś żałował? Czego nie udało ci się zrobić? Co trzeba naprawić? Pomyśl o tym rozdzierającym żalu, który cię może w ostatniej chwili życia dopaść... pomyśl i jeśli chcesz go uniknąć to zacznij żyć!!!
Nie bój się życia! Przyjmuj to, co chce ci dawać Bóg każdego dnia! On sieje hojnie!!! Chce szczęścia dla Ciebie!
Co trzeba zmienić? W jakim aspekcie swojego życia musisz być bardziej odważny i dokonać zmian? To jest tak bardzo ważne...!
Piszę o tym, bo to dla mnie osobiście bardzo ważne... ważne jest to, żeby nie zmarnować swojego życia, żeby kiedyś z tego świata odejść z uśmiechem na twarzy, niczego nie żałować... być spełnionym... Podpowiem jak ja to robię: Gdy w mojej głowie pojawia się jakaś myśl, od razu za nią idę... Nie roztrząsam w sobie, nie wyciągam argumentów „za” i „przeciw”... Jeśli wiem, że to, o czym myślę jest dobre i przyniesie dobro, od razu się na to decyduje... tak było z decyzją o kapłaństwie, o wyjeździe na misje, o prowadzeniu bloga... i o wielu innych sprawach... I wiecie co? Nigdy się nie zawiodłem!
Bóg sieje hojnie... pozwól tylko wzrastać temu, co On ci podsuwa, pozwól się Mu kierować, idź za ciosem!

Komentarze