Język hiszpański to piękny język, który do wyrażenia pewnych czynności używa nie słów, tylko stwierdzeń. Jednym z takich pięknych stwierdzeń jest „dar a luz” co w dosłownym tłumaczeniu oznacza: „dać na światło, wydać do światła”. A w języku potocznym oznacza po prostu: „rodzić”. Kiedy kobieta rodzi dziecko, używa się wtedy tego właśnie stwierdzenia.
Wiele razy człowiek w swoim życiu rodzi się na nowo. O tym zresztą mówił Chrystus. Mówił nasz Pan, że każdy z nas musi narodzić się na nowo. Że musi w pewnym sensie umrzeć w nas to, co stare, żeby coś mogło się zrodzic. Musi w życiu każdego człowieka dokonywać się pewne przejście. I tak się dzieje wiele razy. Niejednokrotnie dzieje się tak nawet bez naszej woli. To Pan Bóg wdziera się do naszego życia i dokonuje zmian. Demoluje wszystko, obraca w ruiny to, co sobie poukładaliśmy. Rozpadają się wtedy ściany naszych wewnętrznych schronień. I to boli.
To boli jak poród. „Dar a luz” oznacza, że żeby coś pojawiło się w świetle musi najpierw być w ciemności. Jak dziecko w łonie matki przez dziewięć miesięcy nie widzi światła, tak niejednokrotnie człowiek przed nowymi narodzinami żyje w pewnej ciemności.
Święty Jan od Krzyża pisał w swoich dziełach mistycznych o „ciemnej nocy”. Noc ciemna (w wielkim uproszczeniu) to stan duszy, która bardzo chce być blisko Boga, która pragnie Boga a równocześnie w ogóle nie czuje Bożej obecności. Wielu świętych przeżywało taki czas w swoim życiu. Matka Teresa z Kalkuty żyła w takim stanie kilkadziesiąt lat! Wydaje się to okrutne, że Pan Bóg pozwala na takie cierpienie. Wydaje się okrutne, że Bóg dopuszcza, żeby Ci, którzy Go najbardziej kochają żyli w stanie ciemnej nocy duszy. Dlaczego Pan Bóg tak robi? Czemu ma służyć takie doświadczenie? Bóg oczyszcza wtedy człowieka. W nocy ciemnej Bóg czyści duszę od grzesznych przywiązań i od spraw tego świata. Wszystko dzieje się jakby w nocy... po to, żeby znów nastał dzień...
Kiedy człowiek zdecyduje się na życie wiarą na sto procent, musi liczyć się z takimi trudnymi doświadczeniami. Trzeba liczyć się z tym, że samo pragnienie służenia Bogu nie wystarczy. Trzeba być świadomym, że kiedy powie się Bogu „tak”, to będzie bolało. Oj będzie... I nie chodzi o to, że Bóg jest okrutny. Bóg dopuszcza takie ciemności po to, żeby wydać nas na światło. Żeby po pewnym oczyszczeniu i życiu w ciemności znów zajaśniało nad nami słońce. Ale jak już zajaśnieje... to pełną mocą!
Napisałem wcześniej, że Bóg czasem bez naszej woli dopuszcza takie sytuacje w naszym życiu, że czujemy jakbyśmy chodzili w ciemności. Dlaczego tak robi? Dla naszego dobra. My sami pewnie nigdy nie zdecydowalibyśmy się na zburzenie czegoś w swoim życiu, na ból, na cierpienie niezrozumienia czy samotności. I żylibyśmy tak, a raczej wegetowali, nie dokonując żadnych zmian. Tym samym okradalibyśmy samych siebie z życia. Dlatego Bóg wdziera się jakby przemocą w nasze decyzje. W pewnym sensie niszczy to, co stare, żebyśmy odetchnęli nowym powietrzem i zaczęli żyć.
Dać na światło... narodzić się na nowo... Czy nie tego wielu z nas pragnie? Czy nie chcemy żyć w świetle? W pełni słońca? Czy nie chcemy być w pełni szczęśliwi? Chcemy... ale żeby tak się stało trzeba te dziewięć miesięcy żyć w pewnej ciemności.
Karol Wojtyła kiedy był jeszcze młodym księdzem napisał wspaniałe dzieło pt. „Pieśń o słońcu niewyczerpanym”. I prosi ten młody kapłan w swoim poemacie, by go Chrystus ukrywał w miejscu niedostępnym, w nurcie cichego podziwu, w nocy posępnej... i prosi, by go ukrywał i osłaniał od tej strony co zapada w mrok... Bo Bóg nas chroni od tej strony co zapada w mrok. Bo pozwala byśmy żyli w ciemności, ale nie w mroku i nie w rozpaczy. Rozpacz nie jest dziełem Pana Boga. Bóg dopuszcza noc, ale nigdy mrok. Ciemność duchowa, to nie ciemność mroczna i posępna. To nie mrok śmierci i zła. Ciemność duchowa jest pełna nadziei, że znów zajaśnieje słońce.
Jako ksiądz również doświadczyłem wielu ciemności, zwątpień, cierpień. Może w ostatnim czasie jeszcze więcej. Ale siedząc teraz w pokoju i pisząc tę kromkę, widzę przez okno wspaniałe Andy i słońce które się zza nich wyłania. To słońce jest jak Chrystus, które świeci nad naszym życiem i w naszych sercach. Podnosi się być wylać swój blask na duszę.
Może niejednokrotnie jest tak w naszym życiu, że wydaje się, że Słońce zaszło za horyzont, że Słońce zgasło. Ale przecież mamy nadzieję, że wzejdzie na nowo kolejnego dnia...
Drogi Boże nad drogami naszymi i myśli Jego nad myślami naszymi. Nie tak jak człowiek widzi Pan Bóg. On widzi więcej, On nas zna i jedyne czego dla nas pragnie, to szczęścia i życia w pełni. Pozwól nam Boże zaufać Ci, nawet kiedy wydaje się, że nie ma nic wokół, tylko ciemności. Pozwól nam Boże rodzić się na nowo.
Komentarze
Prześlij komentarz