Myślę, że każdy z nas zna jakiegoś człowieka, który ma zawsze odpowiedź, na każde pytanie. Takiego, który bez wahania, doradza, zna sposób na każdy problem. Są tacy ludzie, którzy „wiedzą wszystko”, do których ciężko przebić się z innymi argumentami, bo przecież „wiedzą wszystko”. Są tacy ludzie, którzy „pozjadali wszystkie rozumy”. Ciężko takich ludzi lubić i z nimi rozmawiać. Znasz takich? A może po prostu musisz tylko spojrzeć w lustro?
Sam się na tym nieraz „łapię”, gdy jako ksiądz udzielam rad, podpowiadam co zrobić z różnymi problemami, sugeruję zmiany itd.
W Peru gdzie pracuję, można tylko pogłębić w sobie taką „pychę” w myśleniu o sobie, jako o autorytecie nie do podkopania. Tutaj ludzie nieraz zwracają się do mnie „padre doctor”, albo jeszcze: „seńor padre doctor”. Dla prostych ludzi mieszkających w Andach, ksiądz jest autorytetem, ksiądz jest „panem”, ksiądz z pewnością jest mega wykształcony, stąd zwrot „doctor”.
Dlaczego to piszę? Po co takie osobiste wyznania? Piszę to, bo myślę, że to nie tylko mój problem. Problem, że czasem uważam jakbym „zjadł wszystkie rozumy”, że mam prawo udzielać rad, wskazówek itd. W moim przypadku wynika to z funkcji, którą pełnię. Jestem księdzem, więc dla niektórych ludzi (jeszcze, bo to się zmienia w przypadku księży) jestem autorytetem. Ale wracając: myślę, że jest to problem wielu z nas. Myślenie o sobie jako o osobie, która wszystko wie, zna się na wszystkim. I choć czasem nie umiemy się do tego przyznać, to właśnie tak się zachowujemy.
Dlaczego to piszę? Po co takie osobiste wyznania? Piszę to, bo myślę, że to nie tylko mój problem. Problem, że czasem uważam jakbym „zjadł wszystkie rozumy”, że mam prawo udzielać rad, wskazówek itd. W moim przypadku wynika to z funkcji, którą pełnię. Jestem księdzem, więc dla niektórych ludzi (jeszcze, bo to się zmienia w przypadku księży) jestem autorytetem. Ale wracając: myślę, że jest to problem wielu z nas. Myślenie o sobie jako o osobie, która wszystko wie, zna się na wszystkim. I choć czasem nie umiemy się do tego przyznać, to właśnie tak się zachowujemy.
I znów. Dlaczego taki wpis do bloga? Co to za temat, który poruszam? Otóż wyjaśniam: Rozpoczęliśmy tydzień temu Wielki Post. Posypano nam głowy popiołem i powiedziano: „Nawracaj się i wierz w Ewangelię”. A cóż znaczy stwierdzenie „Nawracaj się”? Nawracać się, to nic innego, jak zmieniać myślenie.
Pierwszym więc krokiem w zmianie swojego życia, w wejściu na drogę świętości, jest nie tyle zmiana postępowania, odmawianie sobie słodyczy itd., ale zmiana myślenia. I to jest coś mega trudnego. Przyjęło się, że w trakcie Postu rezygnujemy z czegoś, ze słodyczy, alkoholu, telewizji itd... Dlaczego więc niejednokrotnie, kiedy kończymy Wielki Post i dochowaliśmy swoich postanowień, odkrywamy, że nic się nie zmieniło w naszym życiu? Owszem – nie jadłem tych cukierków, ale jestem takim samym grzesznikiem jak byłem? Dlaczego tak jest? Otóż jest tak, ponieważ Post to dużo, dużo więcej niż odmawianie sobie czegoś.
Problem wielu z nas polega na tym, że tak naprawdę nawet nie dotykamy istoty Wielkiego Postu. Owszem, wielu z nas „robi” pewne rzeczy – gorzkie żale, droga krzyżowa i te przysłowiowe „cukierki”. Dlaczego więc, powtórzę to pytanie, Wielki Post nie zmienia diametralnie naszego życia? Dlaczego wracamy tak szybko do naszych „starych” grzechów, dlaczego znów potrafimy być podli, obgadywać innych, krzywdzić...? Dlaczego? Bo nie dokonaliśmy zmiany myślenia.
A cóż to jest ta „zmiana myślenia”? To na pewno jest coś, co nigdy nie uda się człowiekowi, który „zjadł wszystkie rozumy”. Jeśli uważasz, że zawsze masz rację, że znasz odpowiedzi na wszystkie pytania itd. to nigdy nie dojdziesz do wniosku, że musisz coś zmienić, bo przecież jesteś przekonany, że wiesz wszystko i wiesz wszystko najlepiej. W każdym z nas to jest, nawet jak sobie tego nie uświadamiamy, albo nie chcemy się sami przed sobą do tego przyznać. Każdy z nas jest dla siebie i innych „autorytetem”. Szafujemy swoimi poglądami i myślami. Rzucamy na wszystkie strony „nasze błyskotliwe myśli” i porady. Uważamy, że „wiemy lepiej”. Nie jest tak? To skąd np. nieustanne kłótnie w małżeństwach, rodzinach, w pracy? Jest tak, bo każdy z nas myśli, że „wie lepiej”.
I to jest to, do czego zachęcał ludzi Jezus dwa tysiące lat temu. Do zmiany myślenia. Do spojrzenia w zupełnie inny sposób na swoje życie. Jezus to robił. Mówił do współczesnych mu ludzi o pewnej rewolucji, której muszą dokonać, o pewnej zmianie, która musi się dokonać. I co? Chcieli słuchać? Nie. Zabili Go.
Zabili Go, bo to do czego ich namawiał, co proponował, było niesłychanie trudne. Zmienić swój sposób myślenia. Nawrócić się. Inaczej spojrzeć na Boga, na sąsiada, na żonę czy syna. Nawracanie się, czyli zmienianie myślenia polega właśnie na tym – na innym patrzeniu na drugiego człowieka, na „wczucie” się w sytuację drugiego człowieka, na próbowaniu zrozumienia drugiego człowieka. Nam raczej jako ludziom co „pozjadali wszystkie rozumy” dużo łatwiej przychodzi osądzanie, szufladkowanie, używanie schematów, które w sobie mamy. Cały szkopuł w tym, by właśnie tego się uczyć w swoim życiu. Np. widzę człowieka, który zajechał mi drogę na ulicy. Jaka pierwsza myśl? A no że to pirat drogowy, oszołom, a co bardziej nerwowi, powiedzieli by pewnie coś mocniejszego... i w tym momencie powinniśmy próbować zmienić myślenie... może to człowiek, który jedzie do szpitala ze swoim chorym dzieckiem? Wiem, że to banalny przykład, ale myślę, że służy do lepszego zrozumienia tego o czym piszę.
Wielki Post to wspaniały czas, który może zrodzić coś pięknego w nas. Żeby tak się jednak stało, to muszą zajść w nas bardzo głębokie zmiany. Jeśli zatrzymamy się tylko na tym co powierzchowne... te cukierki, których nie jemy... to nic się nie zmieni.
Trzeba stanąć przed lustrem i rzetelnie odpowiedzieć sobie na pytanie: Co ja widzę przed sobą? Jakim człowiekiem jestem? Jestem chodzącą Wikipedią? Narcyzem który wie wszystko? Tylko tak szczerze sobie odpowiedz... A może z odrobiną pokory, uda się nam zobaczyć kim naprawdę jesteśmy i co powinniśmy zmienić.
Nawracanie się, zmiana myślenia. Coś trudnego, ale i możliwego do zrealizowania. Trudne musi być, bo wiara, taka prawdziwa, jest trudna. Zmienianie życia jest trudne. Stawanie się lepszym jest trudne. Ale jest też piękne. To droga świętych. To droga codziennych zmagań. To droga pokornego patrzenia na samego siebie.
I jedz te cukierki jak lubisz, pooglądaj ten telewizor. Ale przede wszystkim postaraj się o szczere spojrzenie na swoje życie i na życie innych ludzi.
Droga świętych. Droga pokornych. Droga na całe życie. Plan na całe życie. To droga zmiany myślenia. Z pomocą Bożą i z Jego „Światłem”, z Jego Łaską, możemy sporo w sobie dostrzec... Pytanie tylko czy chcemy zobaczyć swoje prawdziwe oblicze (które nie zawsze jest tak idealne) czy będziemy mieli taką odwagę... I czy coś zmienimy...
Przyjrzyj się sobie. Spójrz w swoje duchowe odbicie. Pan powie Ci wszystko :)
Przyjrzyj się sobie. Spójrz w swoje duchowe odbicie. Pan powie Ci wszystko :)
Komentarze
Prześlij komentarz