Jest
kilka fragmentów w Ewangelii, które mówią o zdumieniu ludzi nad
tym, co robił Jezus. Jak uciszył burzę, jak uzdrowił. Wszyscy
byli pełni zdumienia i zachwytu. Za owym zdumieniem i zachwytem
kryły się też pytania. Kim On jest? Jak On to może robić?
Powiedzielibyśmy dziś: „Jakim cudem On to robi?”.
Zdumienie
i zachwyt wydają się być kluczem do wiary. Czymś bardzo istotnym
w budowaniu naszej relacji z Bogiem. Wydają się być nawet czymś
koniecznym.
Wielu
ludzi skarży się nieraz na jałowość swojej wiary. Że „nie
czują tego”. Że ciężko jest się modlić, że trudno się im
rozmawia z Bogiem, że pojawia się czasem jakaś niechęć,
stagnacja, opór wewnętrzny.. np. przed pójściem do spowiedzi czy
uczestniczeniem we mszy świętej itd. Ktoś, kto czyta ten wpis nie
przeżywał, bądź nie przeżywa takiego stanu? Ręka w górę..
Myślę, że mało jest takich osób. Nie jest to obce ludziom
wierzącym. I ja sam wiele razy miewam takie stany. Rezygnacji,
„odpuszczania sobie”, oddalenia się od Boga. Dlaczego tak jest?
Śpiewał
kiedyś Artur Rojek piękną piosenkę, w której padają bardzo
mądre słowa: „Upadamy wtedy gdy, nasze życie przestaje być
codziennym zdumieniem”. Mądre. Mądre i dające pewne wskazówki.
Zdumienie
i zachwyt, to coś koniecznego, żeby nasza wiara pozostawała żywa.
Żeby była pełna dynamizmu i świeżości. Ludzie, którzy oglądali
cuda Jezusa, którzy byli pełni zdumienia i zachwytu nad Jego
słowami i czynami, robili jedną rzecz: szli za Nim. Dlaczego? Nie
wszyscy przecież byli do końca przekonani, że On jest Synem Bożym.
Dlaczego więc? Pchała ich za Nim ciekawość. Chęć zobaczenia
czegoś więcej. Chęć uczestniczenia w czymś niezwykłym. Chęć
bycia uzdrowionym, nakarmionym. Chęć usłyszenia słów pełnych
miłości i ciepła. I może wydawać się, że taka motywacja tych
ludzi w podążaniu za Jezusem była płytka i pozbawiona wiary, ale
myślę, że była i jest bardzo ważna.
My
nieraz słyszymy fragment Ewangelii w Kościele i gdzieś z tyłu
głowy pojawia się myśl: „A to już znam, wiem o czym ta
Ewangelia...” i wyłączamy się, nie słuchamy. Brak nam
ciekawości, brak nam czasem tej chęci, żeby odkryć coś nowego.
Syn marnotrawny? A no tak... to ten co uciekł od Ojca, ale później
wrócił i mu przebaczono. Przypowieść o domu na skale? No już
wiem! To trzeba budować na mocnym fundamencie... itd. itd.. Mamy
poszufladkowane pewne informacje, pewne fakty o Bogu, mamy pewną
wiedzę o Ewangelii, jakoś rozumiemy jej słowa i to nam
wystarcza... A co się wtedy dzieje? Upadamy... odchodzimy, nasza
wiara staje się płytka... upadamy, bo nasza relacja z Bogiem
przestała być ZDUMIENIEM! ZACHWYTEM I ODKRYWANIEM!
A
Pan Bóg? A Pan Bóg to nam daje tyle rzeczy, słów, możliwości...
że nam życia braknie, żeby to zgłębić! Nie zatrzymuj się nigdy
nad tym co już wiesz, co usłyszałeś. Idź dalej! Głębiej!
Poszukuj! Pytaj! Nie poprzestawaj nigdy na tym co znasz. To jest
istota naszej relacji z Bogiem. Nieustanne parcie do przodu,
rozwijanie się. Szukania odpowiedzi, kołatania do Jego drzwi. Jeśli
twoje życie duchowe, to tylko senne powtarzanie modlitw, które
znasz... to upadniesz.. odjedziesz.. bo to wszystko stanie się w
końcu nudne i puste.
Nasze
życie duchowe ma być jedną wielką przygodą! Tańcem, wirowaniem
i uśmiechem. Wchodzeniem w głąb. Zachwycaniem się nawet
najprostszymi rzeczami. Bóg nas do tego zaprasza! On nie chce
bierności i monotonni... On jest Życiem!
Zaproś
realnie Jezusa do swojego życia. Nie wiem gdzie. Uklęknij przy
łóżku. Idź do Kościoła... ale wejdź w realną rozmowę z Nim.
Z Kimś kto żyje, Kto cię bezgranicznie kocha! Kto cię stworzył i
pragnie cię mieć w niebie. Zaproś Go! Jak potrafisz... użyj
własnych słów.. poproś... uśmiechnij się... zapłacz nad sobą,
jeśli musisz... Ale Go zaproś! I rób to codziennie. Każdego dnia
swojego życia.
To
ważne. Ważne bo inaczej twoja wiara uschnie, umrze.
Po
wielu dniach zakazów i restrykcji coraz więcej ludzi może
uczestniczyć już w mszach świętych. Wrócisz? Chcesz wrócić?
Wszystko zależy od Ciebie.. Ale jedno jest potrzebne, żeby wrócić.
Na nowo trzeba się zachwycić i zdumieć. Odkryć piękno Boga.
Tak
już jest. Monotonnie płynące dni. Ta sama praca, obowiązki. Ci
sami ludzie. Dzień podobny do dnia. Każdy z nas to przeżywa. Nie
dopuśćmy jednak, żeby tak stało się w naszym duchowym życiu!
Robiąc z naszego życia duchowego sennie płynące słowa i gesty,
sami siebie okradamy ze skarbów. Jeszcze raz powtórzę: życia Ci
braknie, żeby zgłębić i poznać to, co Bóg Ci dał! Musisz tylko
zrobić pierwszy krok. Wejść głębiej w siebie. Wyruszyć w
wędrówkę. Rozkochać się na nowo w Bogu. Zapraszać Go do swoich
spraw, rodziny i przede wszystkim do swojego serca.
Zdumienie.
Zachwyt. To klucze do czegoś nowego. Monotonia, bierność, rutyna,
to klucze do byle jakości. Zachwyć się! Najpierw nad tym co już
Bóg ci dał. Spójrz na moment w przeszłość, żeby dostrzec te
wszystkie Boże działania w twoim życiu. Te gesty Jego miłości i
troski. Zauważ jak się Tobą opiekował pomimo błędów i
grzechów. I spójrz na siebie teraz. Jak jest? Czego potrzebujesz?
Co trzeba odnowić? Uporządkować? Wiesz już? No to Go zaproś na
nowo... Zachwyć się na nowo! Wróć do Niego z nową siłą i
radością! Wróć.
Zdumieć i zachwycić się można wszystkim. Trzeba tylko otworzyć szeroko oczy. Nawet i biedronka stanie się maleńkim cudem danym przez Boga, jeśli z nowymi oczami, pełnymi ciekawości, spojrzysz na świat i głębię swojej duszy. :)
Zdumieć i zachwycić się można wszystkim. Trzeba tylko otworzyć szeroko oczy. Nawet i biedronka stanie się maleńkim cudem danym przez Boga, jeśli z nowymi oczami, pełnymi ciekawości, spojrzysz na świat i głębię swojej duszy. :)
Komentarze
Prześlij komentarz