Przemija postać tego świata

 


    Co kilka lat słyszymy w mediach o rzekomym, zbliżającym się końcu świata. Rok dwutysięczny miał być takim rokiem, były kalendarze Majów, różne przepowiednie i sekty wieszczące rychły koniec. Daty końca świata wyznaczane przez człowieka przeminęły i kolejne pewnie też przeminą. Bo nie my ten koniec wyznaczymy, tylko Bóg, który jest Panem Czasu.

W pewien jednak sposób świat się skończył już wiele razy. Kończyły się epoki, upadały królestwa i mocarstwa, obalano tyranów, zwyciężano w niesprawiedliwych wojnach. Nam ludziom XXI wieku ciężko wyobrazić sobie jak żyli ludzie np. tysiąc lat temu. Przecież świat, choćby nawet średniowiecza, to był świat tak inny od naszego! Okrutny, biedny, pozbawiony wygód, techniki. Można wręcz powiedzieć, że ludzie wtedy żyli w całkowicie innym świecie. Ale tamten świat się skończył i nastał inny, później inny i kolejny.. teraz jest nasz świat... a po naszym będzie zapewne następny. Czemu? Przemija bowiem postać tego świata...

Przemija postać świata także tego, który obecnie znamy. I czy chcemy, czy nie, to jesteśmy tego świadkami. Pewien koniec świata, który do tej pory znaliśmy, dzieje się na naszych oczach. Pandemia tak odmieniła świat i nadal go zmienia, że  jeśli ktoś uważa, że " jeszcze będzie tak jak było" to jest w wielkim błędzie. 

Kościół przechodził przez wiele kryzysów i prób. Były schizmy, były zdrady, były podziały i odejścia. Każda epoka stawiała ludzi wierzących wobec konkretnych prób. I nie inaczej jest dziś. My, ludzie XXI wieku, jesteśmy wystawieni na próbę. Jaka to próba? 

Nie sposób nie porównać tego co się dzieje na świecie do tego co zrobił Bóg Gedeonowi. Gedeon miał stanąć do bitwy z wrogami Izraela. Miał 30 tysięcy żołnierzy. Wróg miał 50 tysięcy. Już zatem przewaga wroga była olbrzymia... a co mówi Bóg? Twojego wojska jest zbyt wiele! Powiedz tchórzom, żeby odeszli. I odeszło 20 tysięcy ludzi... Zostało 10 tysięcy. I co mówi Bóg? Nadal jest was zbyt wiele! Idźcie nad rzekę i pijcie wodę. Jedni wygodnie położyli się na brzuchu i pili do syta, drudzy zaś pili jak psy. To jest twoje wojsko! - powiedział Bóg. 300 ludzi zostało z Gedeonem. 300 najbardziej wiernych i wygrali bitwę...

Bóg przerzedza nasze szeregi. Zrobił to wtedy i robi dziś. Są kapłani i biskupi, którzy drżą, że ludzie odchodzą od Boga, od Kościoła. Strajki kobiet, pandemia... wystarczyło tylko tyle, żeby Bóg przerzedził szeregi w Kościele. Czy to żle? W pewnym sensie, patrząc po ludzku - to żle. Patrząc jednak na to jak działa Duch Święty w Kościele, to można zauważyć, że to normalne. Bóg zawsze posługiwał się garstką ludzi. Przemija postać tego świata i przemija postać Kościoła jaki znaliśmy. Bóg tworzy na naszych oczach inny Kościół - mniejszy, ale silniejszy.

Papież Benedykt XVI przewidział to już dawno temu, pisząc w jednym z artykułów, że Kościół stanie się maleńki. Nie będzie miał już wpływów i władzy, a ludzie będą musieli stanowczo opowiedzieć się, czy chcą należeć do Kościoła czy nie. 

Ludzie, którzy żyli przed nami byli wystawiani na inne próby. Stawali w obliczu wyboru, gdy były schizmy, gdy były prześladowania... Próba wobec której my jesteśmy postawieni jest inna. My musimy zdecydować kto jest Bogiem. Czy bogiem jest wygodne życie, materializm, rozwiązły seksualizm i przyjemności, czy Bogiem jest Chrystus przybity do krzyża...

Ludzie XXI wieku tak bardzo dążący do tego co miłe, przyjemne i szybkie. Chcący świata idealnego, bez niepełnosprawnych, bez chorych i cierpiących (bo skąd ta walka o aborcje, skąd coraz bardziej powszechna eutanazja?) tacy ludzie automatycznie odchodzą od Chrystusa, który nierozerwalnie złączony jest z krzyżem - czyli z wszystkim co się z nim wiąże - z wyrzeczeniem, cierpieniem, ofiarą, postem, pokutą, modlitwą...

Przemija postać tego świata. Kościół na naszych oczach staje się maleńki. A my musimy zdecydować. To próba przed, którą stawia nas Bóg - nas, ludzi XXI wieku. Bóg oczyszcza Kościół, jak oczyścił armię Gedeona... odejdą najpierw tchórze, później ludzie pyszni i dumni. Zostaną wierni Bogu. Wierni prawemu nauczaniu. Oddani bez reszty. Prawdziwie żyjący tym, czego uczył i uczy Chrystus. 

Nigdy takiej kromki nie pisałem. Odnoszącej się do sytuacji Kościoła czy świata. Wydaje się jednak, że to temat, od którego zaczyna się wszystko. Decyzja. Decyzja do jakiego Kościoła chcę należeć. Do Kościoła karykatury? Gdzie ludzie mówiący, że wierzą w Boga, żyją jakby On nie istniał, czy do Kościoła prawego, może maleńkiego, ale prawdziwie Chrystusowego. 

Wiara i bycie w Kościele to piękna droga. To czasem droga wielu wyrzeczeń, akceptacji Bożej woli, którą czasem tak ciężko przyjąć, bo jest tak inna od naszej. Ale to piękna droga. A im mniej nas, w nas samych, im mniej naszej woli, pomysłów i teorii, a więcej Bożej woli, tym ta droga staje się jeszcze piękniejsza. 

Sobie samemu i wszystkim, którzy czytają tę kromkę życzę takiej wiary. Wiary, która jest rozkochaniem się w Bożych przykazaniach. Rozkochaniem się w Bogu, który chce nam dać prawdziwe życie! Nie wegetację, nie krótkotrwałą przyjemność, nie materializm, ale Życie!

                 Wiara, to chcieć tego, czego chce Bóg, to kochać to, co kocha  Bóg. Siadajmy więc u Jego stóp jak Maria i słuchajmy Jego głosu. Uczmy się od Niego... a wtedy...

 I jestem pewien, że ani  śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie,ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8,31b-39).

 

Komentarze