Z głoszeniem Ewangelii jest taki problem, że żeby została ona przyjęta, to musi trafić do serca żywego. Na nic się zda nauczenie ludzi modlitw i przykazań, jeśli serce jest martwe. Nic nie znaczą wtedy słowa: "Zdrowaś Maryjo łaski pełna", "Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja"... Bez serca żywego, chętnego do słuchania, chłonnego i otwartego, są to tylko frazesy, których "odklepywanie" szybko męczy.
I jasne, że w mojej pracy misyjnej spotykam wielu ludzi otwartych i z sercami żywymi, ale jest też sporo duchowej i emocjonalnej martwoty. Ludzi z sercami zamkniętymi, bez przestrzeni w środku, skurczonymi do granic możliwości. Celem więc misjonarza jest nie tyle "nawracanie" a otwieranie serc.
Piszę o tym, bo zdaje się, że ten problem - problem wąskiego i martwego serca dotyka wielu z nas. Z biegiem lat, bardzo często, nasze serca się kurczą. Maleje ich objętość, brak tam przestrzeni dla Boga, dla wspaniałomyślności i miłości.
Ileż to już razy słyszałem takie słowa od dorosłych ludzi: "Proszę księdza! Kiedyś to ja byłem ministrantem, należałem do oazy, jeździłem z księdzem na wycieczki, byłem w grupie młodzieżowej..." itd. itd. Wielu ludzi wspomina z błyskiem w oku przeszłość. Lata kiedy byli bliżej Boga, kiedy ich serca były otwarte, gotowe, porywcze w kochaniu. Z błyskiem w oku mówią o tym co było... po czym blask gaśnie i pojawia się teraźniejszość - niejednokrotnie pusta, smutna i jałowa - bez Boga, teraźniejszość i rzeczywistość martwego serca.
Myślę, że dotyka to wielu ludzi. Skąd bowiem tak wiele pytań do kapłanów: Proszę księdza co robić? Już nie umiem się modlić, nie potrafię przeżyć dobrze mszy świętej, nie umiem się skupić itd. itd. Masz tak czasem drogi czytelniku tej kromki? Czujesz czasem, że Twoja wiara gaśnie, że serca jakby umiera? Że wspominasz przeszłość i bliskość Boga z błyskiem w oku, a myśląc o tym co teraz, czujesz smutek? Myślę, że wielu z nas tak czasem ma.
Jest zatem jakieś lekarstwo na to? Można w jakiś sposób na nowo ożywić swoje serce? Rozszerzyć je, by było gotowe na przyjście Boga? A jakże! :) Jasne, że jest! Nie ma serca tak zamkniętego, którego Bóg nie mógłby otworzyć! Nie ma takiej pustki, która nie mogłaby być na nowo wypełniona miłością Boga! Jest lekarstwo! I mieści się ono w psalmie 69 czytanym czasem podczas liturgii - "Ożyje serce szukających Boga".
Ożyje serce szukających Boga... Ożyje serce tych, którzy szukają Boga! Ile mądrości kryje się w tym jednym zdaniu. Jest tutaj i przyczyna martwego serca i lekarstwo na tę chorobę.
Przyczyna martwego serca, to niejednokrotnie to, że przestaliśmy kiedyś szukać Boga. Osiedliśmy na laurach. Kiedyś, w pewnym momencie życia - świadomie lub nie - uznaliśmy, że już Boga znaleźliśmy, że już Go znamy, że wszystko o Nim wiemy i w zasadzie to nie ma już co pogłębiać. Uznaliśmy, że już wystarczy, że Bóg nie ma już nic więcej do zaoferowania. Poznaliśmy wszystkie przykazania, modlitwy, znamy na pamięć Ewangelie czytane w Kościele. Wiemy co ksiądz powie na kazaniu... I nasze serce nagle umarło, skurczyło się. Stało się smutne i pozbawione blasku.
Jest zatem lekarstwo? Jest! Ożyje na nowo serce, które szuka Boga! Ożyje serce, które znów wejdzie w głąb. Ożyje serce - nawet najbardziej poranione, słabe, ciasne i zwiędłe! Ożyje, jeśli znów zacznie szukać Boga!
Prorok Izajasz, którego tak często czytamy w Adwencie mówi: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć (Iz 55, 6). Szukajcie Pana! Nic nie osiągnie serce bierne. Nic nie odnajdzie serce, które nie chce szukać. Jeszcze raz - ty, który/a to czytasz - Poderwij swoje serce! Zacznij na nowo wędrować z Bogiem! Szukaj Go wszędzie! W swojej żonie, mężu, dziecku, w przyjaciołach, w przyrodzie i przede wszystkim w sakramentach! Jeszcze raz zdobądź się na wysiłek wędrówki! Zrzuć smutek z serca, poproś Boga o siłę i wyrusz w wędrówkę wiary!
Ożyje, powstanie z martwych każde serce, które zdobędzie się na wysiłek wędrówki. Które jeszcze raz podejmie wyzwanie! Ożyje serce, bo Bóg pozwala się znaleźć!
Święta Teresa z Avila mówiła kiedyś obrazowo, że Bóg jakby siedzi na swoim tronie w Niebie i rękami nieustannie trzyma się podłokietników, gotowy, żeby się zerwać i wybiec nam na spotkanie. Tak - Bóg pozwala się znaleźć, ale od nas zależy czy znów zechcemy wyruszyć w Jego stronę.
Wstań! Podejmij na nowo wyzwanie! Rzuć się w głąb Boga! On na Ciebie czeka! Zrzuć smutek, zostaw zmartwienia Jemu, zdobądź się na to, by znów stać się dzieckiem i oddaj swoje życie Jemu!
Tego każdemu i sobie życzę na ten kończący się czas Adwentu i święta Bożego Narodzenia. Żadna pandemia i wirus nie może w tym przeszkodzić. Nic nie powstrzyma serca szukającego Boga!
Dziękując wszystkim ludziom dobrej woli wspierającym moją misję, wszystkim przyjaciołom i diecezjanom, życzę nieustannego parcia do przodu. Nieustannego poszukiwania! Życzę by ożyło serce każdego z was i by nowonarodzony Chrystus swoim światłem pobudził do życia to co w nas umarło. Niech blask bijący ze żłóbka daje życie i pokój serca. :)
PS
Bo myśli moje nie są myślami waszymi
ani wasze drogi moimi drogami -
wyrocznia Pana.
Bo jak niebiosa górują nad ziemią,
tak drogi moje - nad waszymi drogami
i myśli moje - nad myślami waszymi. (Iz 55 8-9)
Głowa do góry! Jesteśmy w Jego rękach! A ON wie dużo więcej :) Zacznijmy Go szukać - Ożyją nasze serca - i wiele spraw zobaczymy w innym świetle :)
Niech Bóg błogosławi wam wszystkim. +
Komentarze
Prześlij komentarz