Bardzo mi te słowa utkwiły w głowie i sercu. Były na tyle mocne, że je zapamiętałem i pamiętam do dziś. Czy się sprawdziły i sprawdzają? Oj tak... Będąc wikariuszem w Polsce nigdy nie doświadczyłem tak wielu niewiadomych i tak wielu zmian. Pracowałem jak każdy wikariusz - według z góry ustalonego planu. Szkoła? Plan lekcji... Msze święte? Według planu ks. proboszcza. Praca na parafii? Według planu życia parafii... itd.. Wszystko miało pewien schemat i ramy.
A misje? Jak to jest być misjonarzem? Oj wiele się rzeczywiście zmieniło i zmienia. Każdy dzień jest jedną wielką niewiadomą. Tutaj nie da się niczego zaplanować na przyszłość. Każdy dzień przynosi coś nowego. Zjawiają się ludzie proszący o rozmaite sprawy. Jedni z prośbą o sakramenty, inni o pomoc materialną, kolejni chcą budować kaplicę lub remontować starą itd... Każdy dzień jest tajemnicą i wyzwaniem. W warunkach peruwiańskich samochód to drugi dom misjonarza. Od wioski do wioski. Od szkoły na cmentarz, by jeszcze później jechać do miasta po materiały na budowę lub po jedzenie. Nieustannie w drodze. Bez zaplanowanego kolejnego tygodnia.
Życie przynosi tutaj nieustanne zmiany i nowości. I nie tylko te w rytmie pracy, ale i miejscu pracy.
Po niemal dwóch w parafii Santa Ana de Huaribamba czas na zmiany. Decyzją księdza biskupa i po wielu różnych zawirowaniach związanych z innymi misjonarzami, czas na nową misje. Za dwa tygodnie rozpocznę pracę w peruwiańskiej dżungli. Czy żal odchodzić? I tak i nie. W moim dotychczasowym miejscu pracy udało się zrobić wiele wspaniałych spraw i planów na przyszłość było mnóstwo. Było wiele trudów, samotności, niezrozumienia i czasem poczucia bezsensu, ale było i mnóstwo radości. Były uśmiechy na twarzach moich parafian. Była radość z głoszenia im Słowa Bożego. Było mnóstwo dzieł materialnych (dzięki pomocy wielu wspaniałych ludzi z Polski). Czy żal więc odchodzić?
Nie. Nie, bo takie jest życie misjonarza i każdego kapłana. W życie osób duchownych zmiany są wpisane na stałe. Jesteśmy na jednych parafiach.. budujemy relacje z ludźmi itd., by po jakimś czasie zostawić to wszystko i iść dalej. W Polsce, zmiana jest o tyle łatwiejsza, że mniej więcej wiadomo gdzie się idzie. Zmiany są w obrębie diecezji czy prowincji. Na misjach zaś prawie zawsze idzie się w nieznane.
Nie żal więc odchodzić, bo wiem, że Pan Bóg posyła dalej. Nic się nie kończy a wszystko się zaczyna. Będą nowe wyzwania, nowe niewiadome i nowe plany. Będą i ludzie, którym chcę zanieść Chrystusa. Jacy będą? Jaka będzie nowa parafia? Nawet o tym nie myślę i nie planuje, bo wiem, że Pan Bóg i tak zaskoczy czymś zupełnie innym.
Piszę o tych wszystkich zmianach, bo wiem, że wielu z was się o mnie troszczy. Tak duchowo jak i materialnie. Wiele wsparcia i otuchy otrzymuję od was i jestem za to bardzo wdzięczny. Byłem na mojej misji sam przez te ostatnie lata, ale tylko fizycznie. Duchowo i mentalnie nigdy nie czułem się sam. Zawsze w sercu miałem i mam świadomość, że wiele osób pamięta i pomaga mnie i ludziom, którym posługuję.
Chrześcijanin to człowiek w drodze. Nieustannie prący do przodu i odkrywający plan Boży. Życzę sobie samemu i wam wszystkim byśmy odkrywali co nieznane i nieustannie parli do przodu w poszukiwaniu Boga i Jego woli. Niech Bóg wam wszystkim błogosławi. Ja zaś nadal polecam się waszym modlitwom i pamięci. Pamiętajcie o mnie i o ludziach którzy chcą usłyszeć o Jezusie, a do których już wkrótce się udam.
Komentarze
Prześlij komentarz